środa, 4 lutego 2015

To się rozpisałem

Zbierałem się od kilku dni, żeby coś napisać. Nawet były momenty, ze znalazłem czas, aby pookładać myśli i je zapisać. Ale zawsze coś wypadało. Dziś pomyślałem, ze usiądę i napiszę. Moze nie dlatego, ze mam jakąś dziwną potrzebę pisania, ale żeby pisać, żeby znów nie zrobić długiej przerwy, a później będzie ciężko się zmobilizować żeby pisać. 

Minęły ponad dwa tygodnie od mojego ostatniego wpisu. Wiele się w tym czasie działo wydarzeń, w których wziąłem udział. Nie pamiętam wszystkiego, więc to nie będzie kronika. Miałem kilka spotkań, wyjazdów do Łodzi, wziąłem udział w kilku wernisażach i koncertach, prowadziłem warsztaty. Odpuściłem sobie tylko dekoracje na Imbolc - magiczny sabat) i setsubun - japońskie święto. Jakoś nie maiłem potrzeby żeby coś robić.

Dołączyłem do łódzkiego klubu japońskiego, jako uczestnik. Może uda się nawiązać nowe kontakty. A oprócz tego będzie możliwości pokazania tego co robię szerszej publice. Łódzki Dom Kultury /bo tam będą spotkania/ i samo miasto ma większe możliwości, wiec... kto wie. Wiem, ze nie chce się aż tak angażować jak przy prowadzeniu swojego byłego klubu. Za dużo energii, czasu i nerwów traciłem. Tu chcę być tylko uczestnikiem, a jeśli będzie potrzebna moja pomoc - prowadzenie warsztatów, zrobienie wystawi, poprowadzenie wykładu - chętnie pomogę /o ile znajdą się na to środki/. Zostałem miło przyjęty i myślę, ze może to być owocna współpraca.

W ub. sobotę nawiązałem współpracę z kolejną fundacja. Byłem na spotkaniu otwierajacym pracownię plastyczną. Nie spodziewałem się, ze spotkam na nim koleżankę, z którą chodziłem do plastyka. Zaproponowała miejsce na wystawę w Zgierzu jak tylko się rozwiną, są na początku. A tu... miło spędziłem popołudnie, nowi ludzie, niektórzy wiele o mnie wiedzieli a to była okazja, aby mnie spotkać na żywo :) 

Zaczęliśmy spotkania Klubu Plastyka. Jesteśmy po pierwszym malowaniu. Tematem była zima. Mam nową uczennicę. Dziewczyna szykuje się na studia na architekturę. Chciałaby się nauczyć rysować. Niewiele zarobię za lekcje indywidualne, bo standardowy cennik za godzę dla mieszkańców EBE i tak jest za wysoki /w sieci sa różne oferty: 30-50zł za 60 min. a zdarza się i więcej w zależności od miasta/.  Zostaniemy pewnie przy cenniku klubowym za spotkanie - czyli znacznie niższym. Wiem, ze większa kwota nie wchodzi w grę. Mieć to minimum co jakiś czas, a nie mieć, bo powiem więcej, to... wybór chyba oczywisty. Znam wielkie dyskusje o zaniżaniu rynku, o edukacji ludzi, ze sztuka też jest pracą itd, ale mieć a nie mieć jak się nie ma nic, i trzymać się swojej ceny to dla mnie głupota. Znam trochę "rynek ulicy" i wiem, że czasem warto powiedzieć mniej i mieć, niż być upartym i stracić wszytko.  Prowadzę warsztaty z malarstwa japońskiego na które przyjeżdża dorosła osoba /pracuje, zarabia, wiec może pozwolić sobie na standardowy cennik, bo wie że w wielu miejscach taki panuje/. Ale zobaczymy z czasem jak to będzie. Ja nie tracę i nie dokładam. A przede wszystkim nie robię czegoś za darmo. (Nawet i wymiana materialna jest zyskiem). Dobra koniec o pieniądzach. 

Przypomniało mi się spotkanie... Pod koniec stycznia prowadziłem warsztaty malowania kawą. (jakieś 60 osób) Opowiadałem skąd pojawił się pomysł malowania kawą. Moja historia tak wzruszyła pewną dziewczynkę z podstawówki, że postanowiła zrobić mi prezent. Kiedy zobaczyłem ją  wieczorem kilka dni później z wielką reklamówką produktów spożywczych....  Nie umiem o takich prezentach mówić bez wzruszenia i łez. A słowo "dziękuję" to za mało. żeby tego było mało, to kilka dni później dostałem dwie torby ubrań z parafii ewang.
Dziś wiem, ze czasem warto odpuścić, bo z czasem to przynosi zaskakujące efekty. Uczę się na błędach, które popełniałem wcześniej i traciłem. Jeszcze pewnie wiele ich popełniam i boję się ryzykować, ale małymi krokami idę do przodu. 

Kolejna wizyta w urzędzie pracy. Dostałem niespodziewane wezwanie. Trochę się bałem, ale sama wizyta okazała się całkiem  miła, co się bardzo zadka zdarza w takich urzędach :) Niestety mój poziom znajomości języka rosyjskiego okazał się niewystarczający, aby dostać ofertę pracy, ale...  dostałem nowe pomysły, nabrałem nowej energii, gdzie szukać. I co? Postanowiłem iść do prezydenta na spotkanie. Wróciłem do domu i się zacząłem zastanawiać. Ale po co? Co mi zależy, nic nie tracę. Poszedłem od razu się zapisać. Niestety na luty już pełny, dopiero w marcu będą zapisywać na nowy miesiąc. Poszedłem się zapisać do wiceprezydenta. Za tydzień mam wizytę. Szaleństwo. Nigdy nie byłem na takiej rozmowie (pomijając 2 wizyty u poprzedniego prezydenta, ale wtedy byłem na skargę na dom kultury). Za to obsługa znacznie milsza niz za poprzedniej władzy. Pani w sekretariacie pyta, co ma zapisać, w jakiejś sprawie żeby wice się przygotowała - no co miałem powiedzieć: jestem artystą, malarzem, nie radzę sobie, potrzebuję pomocy. No i za tydzień ide na spotkanie. Trzeba skompletować dokumenty, napisać nowe CV, ułożyć plan rozmowy. Będzie pewnie pełno stresu. No... może nie będzie tak źle, panią wice widziałem na kilku wystawach, więc pewnie będzie ok. A zresztą,Gosławski w Bełchatowie jest znany, więc pewnie i ona o mnie też coś słyszała :)

A jeśli mowa już o byciu znanym to odwiedziłem moją nauczycielkę z plastyki ze szkoły podstawowej. Zawsze zapraszam ją na wystawy, wcześniej przychodziłem z nowymi pracami. Też mówiła, ze ludzie mnie znają, kojarzą moje prace, wiec nie jestem w mieście już taki anonimowy.  

Ląduję, bo chyba się za bardzo "rozgadałem"

W lutym mam 4 wystawy. Co kilka dni dostawałem telefon czy mam jakieś wolne prace bo mamy wolne miejsce. I wszystkie w lutym. Trzy wystawy już wiszą: dwie kawowe w Szczercowie i Wrocławiu i jedna - akwarelki w Łodzi. Na czwartą maluję prace, bo mam ich za mało - zima. Kolejnej wystawy w Siemiatyczach się nie udało, ale mam zaproszenie na lato z warsztatami a na wystawę w przyszłym roku. Zamówienia znów leżą i czekają, a miałem już nie malować. I nie maluję, tylko 13 prac na wystawę póki co :) i wracam do aktów - bo w kwietniu czeka mnie wystawa. Koleżanka miała mnie odwiedzić i pozować, ale pozmieniały jej się plany i.... będzie innym razem. Ale akty będą... :)

Idą jakieś zmiany. Zaczynam gonić "stracony" czas. Były spacery do lasu i posiedzenia w kaplicy. Zaczynam inaczej patrzeć. Odrzucam stare przyzwyczajenia. W czwartek kolejna wizyta w OPIRO. Znów nie odrobiłem pracy domowej :), Nie było kiedy. Ale zaczynam obierać sobie nowy kierunek działania, wiec .... będzie dobrze. Nastawiam się na zmiany.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz