czwartek, 13 sierpnia 2015

Wrocław

Od kilku dni jestem we Wrocławiu. Większość dnia spędzam w plenerz i maluję. Sprzedałęm 15 prac. Mam małe ceny, więc idą. Wolę, żeby był tańsze, a wisiało ch dużo sród ludzi - wiadomo reklama się przuydaje - niż drogie i niewiele. 

Przez dwa dni chodziłem na kanapki do klasztoru. Przyzwyczajenie. Dziś sobie odpuściłem. W końcu mnie stać, żeby zjeść coś innego i normalny obiad. Zamieniłem też dziurawe buty na te lepsze. 

Ale nie o tym chciałem. Historia się powtarza, za każdym razem jak gdziekolwiek jadę. Kiedy mam możliwość wyjść i spotkać się z ludźmi, znajomymi, albo tymi, którzy mnie znają, to oni wolą siedzieć na FB, niż się spotkać na żywo, chociaż wiedzą, że jestem. Smutne. /Nie mówię o tych, co pracują, to zrozumiałe/. Chyba, że ze mną jest coś nie tak. Chociaż oni sami piszą, że chcieliby się spotkać, a jak już jestem, zapraszam, przypominam się, to nagle wszyscy milkną, entuzjazm im mija i wolą siedzieć w wirtualnym świecie. No to niech siedzą. I tak spędzam kolejny dzień samemu na ulicach Wrocławia rozmawiając z napotkanymi ludźmi. 

Miałem dziś wybrać się na cmentarz żydowski, ale okazało się, że nadal jest zamknięty. Z porannego pleneru też nic nie wyszło, bo przesiedziałem przed komputerem szukając ludzi. Ale plan na resztę dnia jest, wychodzę coś zjeść i na cały dzień malować. Wracam dopiero późnym wieczorem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz