I znów jakiś dzienniczek. Po co mi to? Kiedy urodził się ten pomysł w mojej głowie, identycznie zareagowałem jak w seminarium, kiedy zaproponowano nam prowadzenie własnych dzienniczków w celu zapisywania swojego rozwoju duchowego. Podszedłem do tego z uśmiechem, ale zacząłem pisać. Powstało prawie 600 stron. Po latach widzę, że było mi to potrzebne i często do niego wracałem kiedy miałem podjąć jakieś decyzje. Teraz, kiedy zaczynam nową podroż, chcę tak samo notować jej etapy, aby po czasie móc wracać do niektórych notatek i patrzeć czy jest jakaś zamiana. Dlaczego na blogu a nie w zeszycie, którego nikt nie widzi, o którym nikt nie wie, i nikt go nie przeczyta. Tak może byłoby łatwiej, mógłbym go zabierać ze sobą i pisać kiedy bym chciał. Ale tak nie chcę. Pierwszy powód to taki, że kiedy w przyszłości najdzie mnie myśl, zęby może wydać (?) te moje "notatki" to nie będzie mi się chciało ich przepisywać :) A drugi powód: może trafi się kiedyś jakiś czytelnik, który podpowie mi co zrobić lepiej, jak naprawić, jak rozwiązać jakiś problem, napisze dobre słowo, zmobilizuje do działania. napisze: nie poddawaj się. Nie mam z kim pogadać, do kogo się odezwać - jest jeszcze kot :) - więc pisanie bloga będzie dla mnie rodzajem rozmowy z "kimś" po drugiej stronie. Nie bedele już więcej męczył pisaniem długich wiadomości do niej. Chociaż wiem, że czytała. Muszę poradzić sobie sam. I dam radę. W podroży, w której nie masz mapy, planu, celu wydarzają się różne rzeczy, można spotkać rożnych ludzi. Zaczynam nową drogę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz