sobota, 11 sierpnia 2012

Wrocław - dzień 1

          Dotarłem na miejsce. Trochę się motałem z wyborem drogi, aby była jak najkrótsza z autobusu do miejsca docelowego, ale w ostateczności poszedłem stara trasą, którą już znałem. Widok Ostrowa Tumskiego z mostu Grunwaldzkiego nadal robi na mnie niesamowite wrażenie. Ale z ciężkim plecakiem nie zatrzymywałem się na dłużej. Chciałem się go jak najszybciej pozbyć. 
          Pierwsza samotna wycieczka po mieście. I pierwsze miejsce do jakiego wchodzę t sklep plastyczny i... Duże pędzle do kaligrafii. Oczywiście nie kopiłem, choć kto wie, może. Po drodze synagoga i katedra prawosławna - niestety zamknięte. Omijam kościoły rzym.-kat. Siedzę na rynku jakiś czas. Z wieży ratuszowej wybija 13.30. Dalej siedzę i nic nie robię. Chcę pobyć, tak bez planowania. Tylko pobyć tu i teraz. Mija 14.00. Nie śpieszy mi się bo nie mam na dziś planu, ale idę dalej. Mijam modą dziewczynę, ma wystawionych kilka swoich prac (takie szkolne widoczki Wrocławia) Miałem nawet zapytać o cenę z ciekawości ale.... jak to ja. Pomyślałem wówczas o tym, ja chciałem pomysł przenieść na swoje podwórko - bez efektów. Mozę gdybym pomysł przedstawił prezydentowi (?) hm.... czemu nie, może on się zgodzi. 
          Czas na obiad  "Jacka i Agatki" i tradycyjnie już zupa pomidorowa :) Idę na Ostrów Tumski. Widok Mostu Zakochanych wywołuje u mnie dawne wspomnienia, kiedy byłem tu z I. Im bliżej niego, widok mnóstwa kłódek i a kilka młodych par, przyczepiających do niego kolejne kłódki, tym coraz gorzej. Łzy same się pojawiają. Nie sądziłem, że przejście przez ten most będzie takie trudne. Chciałem jak najszybciej zniknąć z tego miejsca,. gdzieś się schować. Chciałem znaleźć miejsce, gdzie będzie On. Nie, chciałem pobyć sam. Wchodzę do katedry. Jak zwykle turyści, ale nie zwracam na nich uwagi. Ale tam Go nie ma. Siadam w pierwszych ławkach i chowam głowę w dłonie, ze łzami w oczach. Przecież ja nie wierzę, chcę pobyć sam, ale fajnie by było gdybyś Ty też był. Strasznie pusto się robi, chociaż ludzie nadal się kręcą. Muszę zaraz stamtąd wychodzić, bo zbierają się ludzie na ślub. Znikam jak najszybciej. 
          Muzeum Narodowe - jeszcze zdążę coś zobaczyć. Pierwsze kroki do Matejki. Siadam na podłodze i oglądam kawałek po kawałku "Śluby Jana Kazimierza". Przecież tyle razy widziałem ten obraz, ale dalej robi na mnie wrażenie. Może nie temat, ale technikach i "Matejko". Później jeszcze kilka innych obrazów w przelocie, drewnianą rzeźbę Michała Archanioła - MUSIAŁEM. Ona jest niesamowita, ten wyraz twarzy, proporcje, kolor drewna. ymm... Na koniec jeszcze wystawa: "Sztuka Orientu". Okazało się, ze to nowa stała ekspozycja muzealna. Niestety tylko ceramika. Moją uwagę zwraca jedna gablota z... przyborami do kaligrafii i niesamowite duże pędzle, oraz dwie ogromne kaligrafie na ścianach - niestety drukowane. No dobra, były jeszcze czarki doi herbaty :)
I znów mijam widok na katedrę, i znów wspomnienia. (cdn.)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz