niedziela, 2 grudnia 2012

Dam rade, muszę

Mroźny i biały ranek.Zachmurzone niebo. I tak cały dzień. Od kilku dni znów odzywa się ten źle zrobiony ząb. To już kolejny rok. I nadal to samo. 
Widziałem przez okno Izę jak wyjeżdżała na trening. Eh... Coraz rzadziej ją widuję. Coraz mniej rozmawiamy. Chyba coś się już kończy i robi coraz większa przepaść. A ja nadal nie umiem się pogodzić. Ciągle stoję w jednym miejscu. Niby inni mówią mi, że się zmieniam, że robię postępy, że jest inaczej. Tylko, że ja tego chyba nie widzę, bo cięgle myślami jestem w jednym i tym samym miejscu. Tak naiwnie wierzę. Zamknięty w czterech ścianach. Nic mnie nie cieszy. Nie znajduję w niczym radości. Ciągle to samo: szary, nudny dzień. I nawet nadziei już się chyba po woli wypala. Coraz mniej łez, tych trudnych. Wszystko takie obojętne, bez wyrazu. Okropna wegetacja. Czasem paprzę na jej zdjęcia, kiedy tak ładnie się uśmiechała. I zamiast się cieszyć, to gubię łzy.

"Kiedyś dokładnie to samo zrobił ze mną, za co Mu dziękuję ...
gdyby nie On nie było by mnie dziś. Pomoże i Tobie ... zaufaj Mu "

Nie umiem, bo nie wierzę. Za bardzo się pogubiłem i nie umiem się pozbierać, aby tą przygodę zacząć od nowa, jeszcze raz. Codziennie staram się słuchać transmisji Koronki do Bożego Miłosierdzia albo z Krakowa albo z Częstochowy. Nieraz pomaga. Nieraz pomaga sama świadomość, ze dla kogoś jestem jeszcze ważny, ze ktoś za mnie się modli. czasami sam mam chęć napisać, poprosić żeby się za mnie modlono. Ale jeszcze nie mam odwagi. Wiem, że modlitwa może wiele zdziałać.Sam byłem kiedyś ją zafascynowany i widziałem efekty. 

"Uszy o góry, dasz radę" - mawiała Iza. Dam radę, muszę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz