Już
mam dość. Nie mam SWOJEGO, normalnego życia. Zabiera MOJE rzeczy,
niszczy MOJE prace, kontroluje każdy krok: czy jestem, gdzie wychodzę,
po co, na co, z kim.... Całe dnie spędzam w pokoju i prawie w ogóle z
niego nie wychodzę - może ze strachu (już nie mam swojego pokoju, bo
CAŁE mieszkanie jest jej i mam się dostosować) Przemoc domowa? Przecież
się uśmiecham, jak wychodzę na ulicę. Od tygodnia
prawie nie jem, bo nie mam swojej lodówki, kuchenki itd. a nie chcę jej
pomocy. Oszczędnie coś kupię - bo przecież mnie nie stać jak jestem
zarejestrowany jako bezrobotny. Czasem kupię bułkę i zjem na ulicy albo
ktoś inny mi pomoże. Żadna instytucja mi nie pomoże, bo przecież matka
zarabia (nawet jak ma najniższą, to ja się nie kwalifikuję) W dużych
miastach pomaga choćby Caritas - sam korzystałem, ale tutaj nie ma
takich możliwości. Mój kolega mawiał, że życie jest piękne. Hm... Czasem
myślę sobie, że niektóre moje wiersze zaczną być prorocze i się
spełniać, nawet te najczarniejsze.
I znów mi się oberwało po tym tekście. I znów mnie zjechali, że narzekam, ze się użalam. A ja tylko chcę żeby ktoś mi POMÓGŁ, bo sobie sam nie potrafię pomóc, nie umiem znaleźć rozwiązania, nie radzę sobie. Ale po co. lepiej jest mnie zjechać, zdołować, dobić.
Kiedy napiszę, krótko żeby ktoś mi pomógł, to nikt się nie odezwie. Ale kiedy już mam dość i chcę z siebie to wyrzucić to dostaję po głowie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz