poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Wrocław - dzien 10

          I znów nie udało się wcześnie wstać. Dziś będzie też upalnie. Szybkie śniadanie i wchodzę na rynek, malować ratusz. Kolejny raz to samo miejsce.
          Na miejscu jest jeszcze cień, więc nie jest najgorzej, bo w słońcu nie da rady malować. Jest za gorąco. W trakcie malowania podchodzi telewizja dolnośląska. Pyta o pogodę, jak się podoba miasta i jak tu jest. Zaskoczyli mnie. Co prawda widziałem jak coś kręcili, bo rozstawiali się niedaleko mnie, ale nie spodziewałem się, ze pójdę na pierwszy ogień :) A później przyszłą grupa prawdopodobnie Hiszpanów. Oj ciężko było się dogadać. Bo jak tu mówić, kiedy ja ich nie rozumiem a oni mnie. Został tylko język migowy i pace. I wtedy jakoś się dogadaliśmy. Dwie prace polecą z nowymi właścicielami: ta, którą właśnie malowałem kawowa i wcześniejsza akwarelka, eh... ciężko było się z nią rozstać. No ale poszła.
          Szukam kolejnego miejsca, ale na rynku wszędzie słońce - odpuściłem. W drodze na Ostrów mam telefon - z TVN-u (Rozmową w toku) Temat o anoreksji, na który kilka lat temu pisałem dla mnie jest już nieaktualny, ale oni pewnie w bazie nadal nie poprawili tego, choć kilka razy od tamtego czasu dzwonili. Ale fajnie, że pamiętają.
          Spontaniczna rozmowa z nieznajomą na gg i tradycyjnie pomidorowa u "Jacka a Agatki. A później plener. Poszukiwałem poznanej wczoraj dziewczyny. Miała być gdzieś na Ostrowie i rysować, ale przeszedłem cały  jej nie znalazłem. Szkoda. Poszukuję miejsca do malowania dla siebie. Przez ten upał nie bardzo się cokolwiek chce robić. I ludzi tż niewiele. Znalazłem spokojne miejsce nad Odrą, w cieniu drzew, na ławeczce i maluję kościół św. Krzyża. Efekt. - hm,taki sobie. Mozę przez to ze jestem przyzwyczajony do katedry :) W kolorze wyszedłby znacznie lepiej, ale jak na złości nie zabrałem ich ze sobą, a zazwyczaj nosiłem. Wieczorem jest chłodniej, więc może uda mi się skończyć kamieniczki "Jasia i Małgosi" na rynku.
Wybieram się na rynek. Nastawiłem się na te kamieniczki, choć i tak szukałem innego miejsca. Rozłożyłem wszystkie akcesoria do malowania i okazało się, że nie zabrałem palety z kawą - najważniejszego narzędzia pracy. Już nawet miałem pomysł, żeby znaleźć jakąkolwiek tackę albo coś, ale nic w pobliżu nie było. Niestety musiałem się wrócić do domu i już tam zostałem. Kamieniczki nadal nie skończone.
         

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz