Okropna noc. Co chwilę się budziłem. A rano wstałem z bólem głowy. Eh... znów ciśnienie. Pamiętam sen: byłem gdzieś w bibliotece coś załatwić czy podpisać. Nie byłem w niej jakieś dwa lata i chciałem wszystko pozamykać. Pan, który obsługiwał komputer (z długimi, białymi wąsami) wziął ode mnie kartę, znalazł kont i.... przeniósł się do innego komputera. Tam wyskoczyły jakieś tabelki z różnymi cyframi. W jednym momencie, osoby które były w bibliotece (jakby w czytelni), wszystkie podeszły do tego komputera i zaczęły się dziwne śmiechy. A pan zaczął coś komentować po angielsku. Ja niestety nic nie rozumiałem. Nic nie pomagało moje upominanie go, żeby mówił po polsku. W końcu załatwia moją sprawę. Ale on nic, i dalej komentował. Musiałem się obudzić, bo dłużej nie wytrzymywałem tej sytuacji.... I tak wstałem bardzo wcześnie, bo już przed 6.
Miałem ochotę wyjść bardzo wcześnie malować. Już miałem wszystko naszykowane i prawie wychodziłem, kiedy za oknem zaczęło padać. Kilka dni wcześniej, kiedy mocniej padało miałem większą ochotę na malowanie w deszczu niż dzisiaj. Jest szaro, ponuro i leci mżawka. Nie pozostaje mi nic innego jak zabrać się za malowanie obrazka kawiarni do Łodzi. I tak go przecież muszę namalować, i najlepiej jak najszybciej bo wrzesień się zbliża.
człowiek kiedy jest samotny powoli zamyka się we własnym świecie
Z malowania nic nie wyszło. Przesiedziałem deszcz w Internecie szukajac na mapie jakiegoś dobrego miejsca do malowania. OKROPNE. Jak już pogoda się poprawiła wyszedłem na poszukiwania miejsca. Pół dnia łażenia w poszukiwaniu inspiracji - Piasek, Ostrów - Tu wstępuję do księgarni diecezjalnej. Znam działy więc kieruję się od razu do mojego - sekty, ekumenizm i duchowość. No i znajduję kilka książek, które mógłbym mieć. A kiedy natrafiam na książki dot Odnowy (OwDŚ) to coś się we mnie budzi. Wracają wspomnienia, te dobre. czasem brakuje mi tej "Mocy z wysoka". A wiem, że może działać cuda. Sam niejednokrotnie ich doświadczałem. Może kiedyś wrócę.). Dalej mijam Most Grunwaldzki, rynek, filharmonia, teatr, Park Staromiejski, wracam wzdłuż fosy - po drodze wstęopuję do sklepu p[lastycznego - przeglądam akcsoria do kaligrafii japońskiej. Kamienia jak zwykle nie mają ale za to był fajny pędzelek. Chyba się do niego uśmiechnę. Idę dalej. Moze kościół domonikanów, ale jest pod słońce. Mijam Muzeum Narodowe. To moze panorama Ostrowa - tylko popatrzyłem. Kilka godzin łazenia i... nic nie znalazłem. Ani jednej pracy
nie namalowałem :( Może popołudnie będzie lepsze - UWr albo któraś wieża
kościelna. Bo znów Rynek ?! - choć tam fajnych ludzi się spotyka :P
Na popołudniowej sesji doświadczyłem czym jest samotność. Ze dwie godziny spędziłem na Rynku słuchać zespołu muzycznego. I nic więcej nie robiłem. A później wybrałem się na wyspę Słodową - taki teren dla studentów. zacząłem malować UWr. I się zaczęło. Nie potrafiłem się odnaleźć w ty miejscu. Okropna przepaść i pustka. Oni i ja. Brak wspólnego języka. Już pewnie lepiej, gdybym został na Rynku i kolejny raz malował to samo. Wróciłem w jeszcze gorszym humorze niż
wyszedłem kilka godzin wcześniej. Niby coś namalowałem, ale to "coś" nie
nadaje się do niczego. Za dużo kawy, ludzi, hałasu, za szybko wszystko
się dzieje. Chyba potrzebuję ciszy i spokoju :( Piętnaście lat wycięte z życiorysu, a lata lecą. Nie potrafię się już odnaleźć w takim środowisku. To jest dla mnie coś obcego. Właśnie wtedy uświadamiam sobie jak bardzo jestem samotny i - niestety - wtedy zamykam się we własnym świecie, bo tak jest łatwiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz