środa, 29 sierpnia 2012

Wrocław - dzień 19

           Poranne malowanie na Rynku przyniosło wymierne efekty. Namalowane dwie prace -  jedna od początku (panorama) drugą kończyłem. Przy okazji sprzedałem jedną, wcześniejszą pracę. A po malowaniu obiad w "Misiu" - kolejny tani bar mleczny. Trafiłem, e nie było aż tak dużo ludzi. Zauważyłem pewną prawidłowość: prawie za każdym razem, kiedy sprzedam jakąś pracę to na obiad jem mielonego z ziemniakami :) Pewnie nic w tym szczególnego i to nie zasada, ale tak jakoś się układa. Nie pomijając oczywiście tego, ze akurat wtedy mogę mieć chęć zjeść właśnie to.
         Później idę w "swoje"miejsce na Ostrów. Kolejny - już chyba 4 czy 5 - raz maluję katedrę z tego miejsca. Nie miałem jakiegoś szczególnego pomysłu co malować a akurat taki szkic miałem już gotowy. Poszedłem chyba bardziej posiedzieć i odpocząć w cieniu, nić malować. Ludzi i wycieczek mniej się kręciło, więc było spokojniej.
          Popołudnie też chciałem przeznaczyć na malowanie. Siedzenie w czterech ścianach mieszkania nie było dobrym pomysłem. To był trudny czas, kiedy wracały dawne wspomnienia. Eh... Wyjście gdziekolwiek, posiedzenie na trawie czy zajęcie się malowaniem może by mi pomogło. Zająłbym myśli czymś innym. Wybierałem się i wybierałem i w końcu nie wyszedłem. Zaczęliśmy rozmawiać z Karolem. Chyba właśnie potrzebowałem z kimś pogadać. No może nie akurat z nim, ale...
          Zakupy w Galerii Dominikańskie. Siostra kupiła mi nowe buty. Podobają mi się. Oglądaliśmy je wcześniej, ale znając siebie, pewnie sam bym ich nie kupił i chodziłbym dalej w tych dziurawych. I nie chodzi tu o brak pieniędzy. Chyba nie przywiązuję uwagi do ubrań (choć zdarzało się, że pytałem Izy czy założyć to czy tamto) albo nie umiem powiedzieć, że czegoś mi brakuje. A kiedy już mam coś nowego, to zakładam okazyjnie, "na niedzielę" żeby nie zniszczyć, a dalej chodzę w starych. Muszę się nauczyć, że to jest coś normalnego - stare, zniszczone wyrzucam i zamieniam na nowe.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz