Pogoda nie bardzo sprzyja wyjściu w plener. Nie jest zimno, ale po wczorajszych deszczach...Prawi cały dzień spędzony w mieszkaniu. Popołudnie było znacznie lepsze, bo już wcześniej zaplanowane. Tym razem z siostrą zjedliśmy obiad w "Misiu". Mieliśmy chęć na rybę w "Jacku...", ale nie było, więc został "Mis". Miały być pierogi, ale te klapa. Został nam mielony z ziemniakami :) Po obiedzie wstąpiliśmy do "chińczyka" pooglądać asortyent.
Na 15 byłem umówiony na spotkanie z grupą ludzi, których nie udało się w poprzednią sobotę spotkać. Na miejscu okazało się, że dziewczyna, która wszystko zorganizowała nikogo nie powiadomiła o tym spotkaniu. Szkoda i trochę się zawiodłem, bo miałem nadzieję poznać nowych ludzi. A przyszła tylko dlatego, że wtedy się spóźniła. Eh... Zamiast do muzeum - jak było w planach, wybraliśmy się na dwugodzinny spacer po mieście. Ale nie było tak źle. Rozmowa też mi była potrzebna. Potrzebne było wygadanie się komuś. Może coś z tego pomysł się rozwinie i powstanie jakaś grupa znajomych.
Po spotkaniu wybrałem się jeszcze do muzeum, chociaż na godzinę. Poszedłem zobaczyć tylko dwa obrazy: Cybisa: "..." i "Czarny kwadrat". Przy tym drugim spędziłem więcej czasu :) I pierwszy raz jechałem windą, bo wszystkie wyjścia już były pozamykane. Tak to jest jak się siedzi w muzeum do samego końca.
Wieczorem jeszcze trafia mi się rozmowa z dziewczyną spod Piotrkowa, jak się okazało. Rozmowa na GG.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz