Aaa..... znów te zęby..... (powiedzmy, ze tego nie trzeba czytać) Naczytałem się za dużo o skutkach braku zębów. Niepotrzebnie nabijam
sobie głowę tymi wiadomościami. Za szybko je straciłem. Za szybko, za
wcześnie i za dużo. Co z tego, że są różne metody naprawy,a le albo się
ich boję, albo nie mam wystarczająco dużo pieniędzy na nie. Wiem, ze i
tak z tego nie skorzystam. dziś widzę skutki moich hm... nie wiem, czy
nie przemyślanych decyzji, Wtedy uważałem, ze tak będzie dobrze. Dziś
wiem, że to był błąd. Bez sensu to rozpamiętywać, bo jest jeszcze
gorzej. I tak czasu już nie cofnę. Nie naprawie tego. Tak już musi być.
Trzeba zrobić coś, żeby się z tym pogodzić. Nie myśleć o tym. (Łatwo
powiedzieć, kiedy trzeba coś zjeść :) Wcześniej nie przywiązywałem do
tego uwagi. Głowę miałem zajętą czymś innym, a później Kimś innym :).
Przejdzie mi. Musi. Chyba, ze wcześniej sam się wykończę psychicznie.
Chciałbym jeszcze tak wiele zrobić, ale.... czuję, ze zbliża się koniec. Już chyba codziennie mam przed oczyma obraz skaczącego z okna. Wiem, że się okropnie tego boje. I tego nie zrobię. Już nie próbuje walczyć, podnosić się. szukać siły, żeby iść dalej. Odpuszczam. Czasem siadam na łózko i przeglądam książki, i to wszystko, co stoi w pokoju. Co z tym się stanie, kiedy odejdę?
Teraz wstaję tylko po to, żeby wieczorem znów iść spać. A pomiędzy.... robię tylko to, co muszę wykonać. A wszystko to, i tak mnie nie cieszy. Gdybym umiał zaakceptować ograniczenia fizyczne (bądź co bądź, wie l z nich jest skutkiem moich decyzji, choć inne no cóż, stały się, nie miałem na nie wpływu) To cholerne rozpamiętywanie: co by było, gdyby. Gdybym umiał zaakceptować siebie takim jakim jestem, Być może byłoby mi łatwiej. Kiedy przyglądam się temu, jak żyje siostra. Chyba nie zwraca uwagi na pierdoły takie jak ja. Żyje tym, co jest teraz.
Przeżyłem wiele pięknych i przyjemnych chwil. Jedyne co mi pozostało to wspomnienia. tylko one pomagają mi zapomnieć o tu i teraz. Choć wiele tych dobrych wspomnień, dziś wywołuje łzy, bo już sie nie powtórzą.
Znów zacząłem słuchać nauk zen. O tym,żeby zacząć żyć tu i teraz. Żeby umieć przeżywać każdą chwilę. Nie marnować czasu na przeszłość, która już nie wróci, nie zmieni się, nie naprawi. Nie marnować czasu na przyszłość. Bo nie wiadomo ile jej będzie. Dziś jestem, jutro może też będę, a może już nie. Nie wiem. Moze chciałbym jeszcze być,a le bez tego wszystkiego wokoło, Bo nie radzę sobie z tym. Za dużo myśli w głowie. Nie umiem się cieszyć z tego, co robię. Kurcze... po co ja właściwie żyję. kiedyś nie zastanawiałem się nad tym. Miałem plany, realizowałem je i jakoś było. Dzis to wszystko nie ma dla mnie sensu.
Namalowałem nową pracę. tak spontanicznie, tuszem - zimową sosnę pokrytą śniegiem. Po co? Nie wiem. Rozłożyłem wszystko na podłodze, namalowałem, zrobiłem zdjęcie, posprzątałem. Prac schowana. Nie zastanawiam się, czy jest ładna. To było takie spontaniczne. Nie robiłem tego po coś. Moze właśnie tak powinno być. Nie wiem...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz