Miałem BARDZO KRÓTKĄ wizytę rodzinną. Przywieźli mi coś do jedzenia. Na początku było ok, do czasu aż nie doczepili się do moich dziurawych butów - zaraz po wejściu.
- W czymś muszę chodzić. - To nie masz na buty?
- Nie, nie mam bo nie pracuję i nie zarabiam.
- Przecież zarobiłeś we Wrocławiu
- Tak, ale tam też musiałem za coś żyć, kupić coś do jedzenia, obiad zjeść.
- Ale chyba coś zostało?
- Tak, zostało, ale tutaj też muszę za coś żyć.
Chyba nie zauważyli, że od czterech tygodni mieszkam sam (z kilkoma przerwami), bo mama jest w szpitalu i też muszę coś jeść. Z nieba mi to nie spada. A na buty przyjdzie pora.Powęszyli po mieszkaniu i szybko wyszli. Musi kiedyś do nich dotrzeć, że już nie jestem mały chłopczyk i mam się wszystkich słuchać i robić tak, jak im się podoba.
Zdenerwowałem się..... A tak dobrze zacząłem dzień. Zakupy, podlane kwiatki, posprzątane u kota, ziemniaku ugotowane. I wszystko trafiło. Muszę jakoś odreagować. Do lasu nie pojadę, bo jeszcze jestem chory. Tam bym najlepiej odreagował. Zjem obiad. Może popatrzę w tv i przejdzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz