piątek, 4 listopada 2016

a jednak ruszyłem z miejsca

Wróciłem z lasu w jeszcze gorszym stanie niż tam pojechałem. Ogniska nie udało mi się rozpalić. Gałęzie za mokre. Chociaż był moment, że już wszystko byłoby ok, ale niestety - zgasło. Odpuściłem sobie. Zdjęć też żadnych nie zrobiłem bo zmarzłem. Wróciłem do domu. Włączyłem medytacyjną muzykę i zabrałem się za dopasowywanie passe-partu, które kiedyś dostałem do kawowych prac. Niektóre pasowały do ramek, które mam. Zacząłem oprawiać, począwszy od tych najmniejszych prac. Już po pierwszej pracy mi się spodobało. Dobre p-p to nie to samo co przyklejona praca do brystolu albo z wyciętą ramką. Ale nie mam i nigdy nie kupowałem p-p. Zazwyczaj przyklejam, bo tak jest szybciej. I tak spędziłem całe popołudnie, do samego wieczora. 
Odpocząłem, uspokoiłem się. Nie zastanawiałem się ile tych prac będzie i jak będą w całości wyglądały. W zakładzie czy galerii sztuki, gdzie oprawia się obrazy. odnalazł bym się znakomicie. 
Jednak najbardziej zadowolony jestem z tego, że przez pół dnia nie włączyłem komputera /jednie wspomnienie radio grało/ i nie przesiedziałem na fb. To, czym się zająłem było bardzo wciągające. Wystarczyło żebym miał wszystkie materiały i narzędzia wokół siebie. Młotki, gwoździe, ramy, papiery, taśmy, itd. i na nudę wtedy nie narzekam. 
Wystawy nie odwołałem. Być może nie będzie tak źle wyglądają jak na początku zakładałem. Póki co nie wiem. I nie chcę wiedzieć. Z samego rana kontynuuję prace. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz